Od prawie miesiąca wraz z Nadią chodzimy do Klubokawiarni w Łodzi – Baby Club Cafe. Akademia malucha to dwu i pół godzinne spotkanie z innymi dziećmi. Pociechy bawią się pod opieką dwóch dziewczyn, które z radością nazywają ciociami. Cały materiał przygotowany jest dla szkrabów od 2 do 4 roku życia, więc mali uczestnicy często mają okazje nawiązać pierwsze relacje z rówieśnikami.
Zajęcia mają charakter adaptacyjno – edukacyjny. Głównym ich celem jest usamodzielnienie dzieci. Rodzice praktycznie po przywitaniu, dają buzi maluchom i udają się do pokoju obok, gdzie spokojnie mogą wypić kawę lub udać się na miasto. Duża część maluszków obawia się rozstania z mamą lub tatusiem. Tutaj nie ma mowy o opuszczaniu sali ukradkiem. Dziecko musi wiedzieć, że rodzic go nie porzuca. Każdorazowo trzeba mu wyjaśnić, że się wychodzi i kiedy się po niego wróci. To jest dobra i skuteczna metoda, dzięki niej właśnie szkraby czują się bezpiecznie, mimo iż są pod opieką zupełnie obcych im osób.
Dużą rolę odgrywa również różnorodność zajęć. Na każdym spotkaniu robione są zupełnie inne rzeczy. Tylko niektóre piosenki – pokazywanki są często powtarzane. Zresztą nie tylko na spotkaniach, część z nich Naduśka śpiewa już samodzielnie w domu. To właśnie dzięki akademii malucha rozpanoszyła się u nas Myszka Franciszka, Misiu oraz urocza piosenka o plamach, które trzeba zmyć z różnych części ciała. Dla dzieci muzyka jest bardzo ważna, dużo wnosi w ich edukację i można przez nią wiele przekazać. Szkraby z przyjemnością powtarzają słowa kolejnych rymowanek, ćwicząc pamięć.
Jak ogólnie wiadomo spotkania z dwulatkami czy nawet czterolatkami nie mogą być wypełnione nauką. Tak jest i tutaj – większość czasu to wesoła zabawa. Jest budowanie z klocków, przytulanie maskotek, bieganie, tańczenie a nawet budowanie ogromnej wieży. Prowadzące tryskają pomysłami i powiem szczerze, że osobiście nie wpadłabym na to, że np. z obręczy hula-hop można zrobić tunele, a można! Dzieciaszki z radością przechodziły przez trzymany przez opiekunki tor przeszkód, biegając i śmiejąc się radośnie.
Akademia Malucha to również czas na zabawy plastyczne. Zazwyczaj szkraby mają dwa przerywniki przy stolikach, gdzie lepią, malują, przylepiają i robią tysiąc innych rzeczy. My obecnie w domu na lodówce mamy już małą galerię akademickiej twórczości mojej córeczki. Wśród nich godnie spoczywa papierowy wiatraczek wylepiony piórkami, uklejona materiałami parasolka, drzewko z jabłuszkami czy kropkowany odciskany obrazek. Każdy dumnie podpisany Nadia. Powiem Wam, że mnie te prace strasznie cieszą (a nawet jestem z nich dumna!), a i córcia ma przeogromną radochę z ich wykonywania.
Wśród licznych atrakcji Maluchy także myją ręce i samodzielnie zjadają przygotowaną przez mamy przekąskę. Nie raz słyszałam od zdumionej kobiety obok słowa w stylu – „zjadła wszystko? niemożliwe!” „usiedział 10 minut sam przy stoliku? To chyba nie mój synek!” oraz inne słowa zdumienia, które często przechodziło w uznanie.
Dla dziecka takie zajęcia są niesamowite. Po pierwsze dzięki dobrze zorganizowanemu czasowi nie mają kiedy się nudzić i nie przychodzą im do główek szalone pomysły. Po drugie dzięki ciągłemu kontaktowi z rówieśnikami, wspólnym zabawom a nawet rozmowom. Maluchy szybko odnajdują się w nowej sytuacji, nawet te najbardziej uwiązane spódnicy i wtapiają się w akademię.
Na takich spotkaniach zyskują i mali i duzi. Dzieci nowe wrażenia i dawkę świeżej wiedzy, rodzice odrobinę bardziej samodzielne pociechy i odrobinę czasu dla siebie. Jeśli więc macie okazję polecam, bo na prawdę warto!
Wpis nie jest sponsorowany i nie ma charakteru komercyjnego.