Od ponad tygodnia najczęściej odwiedzanym miejscem w domu, przez moją córeczkę, jest jej łóżeczko. Czekałam na tą chwilę odkąd zaczęła chodzić. Pamiętam ją, jako niemowlaczka, kiedy tylko leżała i się wpatrywała we wszystko wokół. Była strasznie spokojnym niemowlęciem, prawie nie płakała (nie licząc godzinnej akcji pt. kolka). Ja wtedy miałam chyba jeszcze więcej czasu na wszystko niż jak byłam w ciąży. Później się zaczęło siadanie – ale to jeszcze było najmniej męczące. Chodzenie trzymając za paluszki – do dziś mam problemy z kręgosłupem. Teraz jednak było apogeum, cokolwiek by nie robiła i gdziekolwiek by nie była, musiała czuć mój oddech na plecach. Totalna paranoja, ani popracować, ani poczytać (Ładne mamo?, Pobaw się ze mną! Oddaj telefon! :D), ani ogólnie nic nie można zrobić.
Z utęsknieniem czekałam na moment, gdy prócz czasu po jej zaśnięciu mogłam zająć się czymś innym. Nie oczekuje aż tak dużo, ale żeby, chociaż tą godzinkę dziennie mogła się sama pobawić. I wiesz, co? Doczekałam się!
Złożyło się na to kilka mniej lub bardziej ciekawych czynników.
- Sezon chorobowy trwa w najlepsze. Maleńka od 20.X jest na antybiotyku, kaszle gila się do pasa i od czasu do czasu „parzy” niczym mały grzejniczek. Dzisiaj właśnie wprowadzamy kolejny antybiotyk, tamten niestety za wiele nie pomógł. Ogólne osłabienie powoduje, że Nadia jak nigdy sama woła do łóżeczka, a nie do naszego łóżka. Wyleguje się tam niczym królewna i bawi ukochanymi zabawkami.
- Otrzymaliśmy w prezencie nową pościel i piękny abażurek do domowej lampy od firmy Majunto. W sumie pewnie nie było by efektu WOW, ale ta pościel jest uwaga w sówki – no to wiesz, dziecko i matka przepadły, szał sówek panuje! Problem z tym prezentem mamy jednak jeden. Kołderka i podusia musi wszędzie z nami jeździć. Nadia tak się zaparła, że nawet u babci innej nie chce. I weź odmów choremu dziecku – kataklizm murowany…
- Łóżeczko stało się na nowo miejscem zabawy. Nie tylko ze względu na sówki, choć to pewnie zasługa również nich. Główna wartość łóżeczka leży jednak po stronie skarpet. Bo w łóżeczku można przebywać bez nich, a Nadia jakby mogła to najchętniej siedziałaby nie tylko na bosaka, ale ogólnie rozebrałaby się do rosołu.
- Zawsze Mała zasypia z nami. Później sprawnością czarodziejskich rąk tatusia teleportuje się do własnego łóżeczka – byśmy i my, rodzice mogli się porozwalać. Jednak od czasu przybycia sówek zdarza się jej samodzielnie zasnąć w łóżeczku. Nie będę ukrywać, że dla nas to prawdziwe święto! Choć mimo wszystko jakoś brakuje mi tego wtulania przed samym zaśnięciem…
Na zdjęciach:
Pościel – Majunto
Abażur – Majunto
Skrzynka – Bambooko
Konik – kupiony podczas pobytu w Zakopanym