GDZIE SA MOJE PIENIĄDZE?

Ostatnimi dniami mam nawet czas posiedzieć przy komputerze. Maluchy chwilowo wyzdrowiały. Ja w końcu ogarnęłam się do roli matki dwójki dzieci, choć przyznam że łatwo nie było. Mam w końcu więcej czasu dla siebie. Staram się zapoznać z tym co mnie poniekąd ominęło. Czytam posty w różnych facebookowych grupach, ciekawe i mniej ciekawe posty na blogach, a nawet zajrzałam na dawno nieodwiedzane forum. Wszędzie, dosłownie wszędzie przewija się temat pieniędzy – ale w dzisiejszych czasach to chyba norma, szczególnie w gospodarstwach domowych gdzie dzieciaki kręcą się pod nogami. Wiadomo, aby w naszym kraju żyć na normalnym poziomie, trzeba pracować. Nie mówię wcale o „dobrym” poziomie, przy którym stać nas na wszystko, i do tego na remont, i na wakacje.

Pewnie dlatego temat 500+ oraz zwrot „kasy” z podatku jest taki na topie w kwietniu… Jednak jak czytam niektóre posty to nasuwa mi się pewna refleksja którą się muszę z Wami podzielić…

„GDZIE SA MOJE PIENIĄDZE?”

Tak, to pytanie pojawia się w niemalże każdej dyskusji. Ludzie domagają się zwrotu z podatku, narzekają, że złożyli deklaracje dwa tygodnie temu, a kasy na koncie „ni widu, ni słychu”. To, że urzędy mają czas na wypłacenie zwrotu z pitów do 3 miesięcy, nikogo za bardzo nie interesuje. Taka sama sytuacja dotyczy naszego nowego programu 500+, na niektóre wypłaty mimo złożonego wniosku już 1-2 kwietnia trzeba będzie czekać kilka miesięcy. Ludzie jednak domagają się tych przelewów najlepiej na wczoraj. Przecież to są „ich pieniądze” i właśnie teraz są im natychmiast potrzebne.  Bardzo modne są również wycieczki do urzędów z zapytaniami o wypłatę należnych świadczeń. Komentujący prześcigają się w doniesieniach, która biurwa ma teraz okres, no bo przecież to od niej zależy, czy i kiedy pieniądze będą.

Niektórzy przeżywają z tego powodu wielki stres, bo Alinka z siódmego złożyła wniosek 10.04 i już dostała odpowiedź pisemną z rozpatrzeniem wniosku, a Basia składała 2.04 i cisza jak makiem zasiał. Jak bym chciała mieć tylko takie problemy.

Co najciekawsze z większością pytań dlaczego „kasy ni ma” ludzie dzwonią do urzędów. Z pretensjami oczywiście, bo przecież się należy. A urzędnicy zamiast przeznaczać czas pracy na obowiązki, odbierają w tej sprawie nawet po 60 telefonów dziennie. Bo przecież kogo obchodzi to że 3 miesiące jeszcze nie upłynęły. O cierpliwość w dzisiejszych czasach ciężko.

Tak się zastanawiam, jak ta cała „Szlachta nie pracuje” żyła przed wprowadzeniem 500+. Jak domykała miesiąc bez wsparcia w postaci zwrotu z podatku. Druga kwestia zagadnienia to, to ile faktycznie z tych pieniędzy zostanie przeznaczone na dzieci. Czy to właśnie maluchy mają takie nagłe potrzeby, że rodzice nie mogą się doczekać żeby im pomóc?

Ps. Wcale nie piszę o rodzinach w których nie ma co do garnka włożyć. Domyślam się, że tam gdzie bieda zagląda z każdego kąta, raczej nie ma komputera, internetów i facebooka, żeby się wyżalić, że na koncie pustka…