PREZENT DLA MAMY – WPIS GOŚCINNY

Prezent dla mamy

Prezent dla mamy

Z dnia na dzień wpadałam w coraz większą panikę, jest tak zwykle, kiedy zbliżała się Barburka, dzień imienin mamy, a ja nie miałam nawet pomysłu na prezent dla niej.
– To może ja się wyprowadzę na kilka dni, a ty spokojnie oddasz się zamęczaniu samej siebie? – rzucił przez zęby Karol bo już nie mógł znieść mojego marudzenia.
Przyznaję, że moje prezenty dla mamy nie zawsze były trafione, często były złośliwe, czasami jak kulą w płot odbijały się czkawką przez cały rok, ale dwa razy udało mi się trafić w dziesiątkę i nie spocznę póki nie trafię po raz trzeci. Raz, dawno temu, znalazłam w antykwariacie stare wydanie „Awantury o Basię” Makuszyńskiego z rysunkami Szancera, Egzemplarz był zniszczony, ale w tak szlachetny sposób, że było widoczne, że książka była przeczytana 100 razy. Kupiłam ją za zaoszczędzone niemałe jak dla mnie pieniądze. Opłaciło się, bo kiedy mama zobaczyła książkę wzruszyła się tak, jakby dostała dokładnie swój stary egzemplarz z dzieciństwa. Innym razem podarowałam mamie płytę Wilków z wielkim przebojem tamtych czasów. Trafiłam! Z powodu tej płyty imieniny były długie i huczne, sąsiedzi w końcu się przyłączyli bo i tak nie mogli spać, a mama wciąż puszczała tę jedną piosenkę i śpiewała z Wilkami „ Baśka… miała fajny biust”. To było 10 lat temu!

– Basia nie rozumie, że ja nie mam wehikułu czasu – narzekał ojciec kiedy wpadłam ustalić szczegóły imienin – Twoja matka dogadałaby się z samym diabłem byleby odmłodnieć 20-30 lat – ojciec był załamany, nie mógł podarować kobiecie, którą kochał tego czego ona pragnęła najbardziej: młodości.

Rozejrzałam się po kuchni. Tutaj w tajemniczy sposób znowu stawałam się małą dziewczynką. Nic na to nie poradzę, że kiedy przestępuję próg domu moich rodziców w jakiś dziwny sposób znowu staję się dzieckiem. Mama strofuje mnie przy stole, sprawdza czy jestem wystarczająco ciepło ubrana, a tata nazywa mnie: „małą córeczką”. Nie wiem czy to się kiedyś zmieni chyba nie, bo rodzice bardzo sprytnie mnie zahibernowali. Na ścianach i półkach w całym domu patrzyły na każdego (czy ktoś chciał czy nie) nasze zdjęcia. Ściany wytapetowane były głównie moimi podobiznami z czasów, kiedy uśmiechałam się szeroko chociaż straciłam górne jedynki, albo kiedy stawiałam babki z piasku nie przejmując się takimi szczegółami jak np. brak majtek. Z każdego kąta w domu uśmiechała się mała dziewczynka z młodymi, szczęśliwymi rodzicami: Mała Fila na Gubałówce, Fila u taty na baranach w zoo, Fila i mama zapalająca tort z pięcioma świeczkami, Fila na rowerze, a obok dumni rodzice. Jednym słowem moi rodzice wymyślili pewną metodę na zatrzymanie czasu i co za tym idzie zatrzymanie objawów starzenia się. Bez żadnych drogich leków, hormonów i operacji plastycznych wciąż są młodzi ponieważ mają małą córeczkę. Żyją w najlepszym swoim wieku i muszę powiedzieć, że tak też wyglądają. Nie wiem czy to zjawisko zostało należycie opisane w psychologii, jeśli nie, to moi rodzice powinni to opatentować, bo działa!

bébé race car

I nagle bach! Olśniło mnie! Już miałam pomysł na prezent! Odwróciłam uwagę ojca i wyniosłam z domu mojego dzieciństwa kilka albumów starych zdjęć. Sprawdziłam, w którym roku rodzice się poznali, w którym pobrali, a potem zeskanowałam wszystkie zdjęcia z ich młodości, ściągnęłam przeboje i tak zwane teledyski z tamtych lat. Czerwone gitary śpiewały „Ładne oczy masz, komu je dasz”, Kasia Sobczyk śpiewała „Trzynastego”, a Skaldowie „Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał” , potem nagrałam jeszcze inne piosenki typu: „Parasolki” , „Groszki i róże”, „Koncert na dwa świerszcze i wiatr w kominie”, „Napisz proszę chociaż krótki list”, ”Pod papugami”, „Chodź, pomaluj mi świat” i inne ”Kwiaty we włosach”, „Dziwny jest ten świat” aż do „Kocham cię kochanie moje”.
Zawzięłam się, układałam i montowałam to przez tydzień. Komputer mi się zacinał, a ja odsłuchiwałam w nieskończoność, wklejałam w rytm piosenek stare zdjęcia. Wściekałam się, klęłam, groziłam. Karol nie wytrzymał zaczął mi pomagać ale sytuacja robiła się coraz bardziej nerwowa i napięta. W końcu Karol powiedział, że jeśli jeszcze raz puszczę „Trzynastego” Albo „Ładne oczy masz” to ktoś kogoś zabije i zakopie w parku więc postanowiłam skończyć pracę montażysty chociaż wciąż nie byłam pewna czy wszystko działa tak jak powinno.

Na imieniny przyszliśmy nieco spóźnieni. Było kilka osób stałej drużyny przyjaciół rodziców, przy sałatce majonezowej trwał konkurs opowieści o chorobach i dolegliwościach. Mama czujnie zerknęła na mnie, kiedy odpakowała płytę i przeczytała na głos: „Sam diabeł szepnął wietrze wiej”. Potem było tak: włożyłam płytę do odtwarzacza, popłynęły piosenki, a na ekranie między zdjęciami Czerwonych gitar, Marylki, Niemena i Marka Grechuty były zdjęcia rodziców i innych znajomych. Wszystko płynnie się zmieszało. To było jak film z tamtych czasów. W pokoju najpierw zapanowała cisza potem ten i ów zaczął nucić „Augustowskie noce” potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. „Pamiętam te buty na koturnach, ja tez takie miałam. A tu Krysia jaka szczupła! Cofnij, zaczekaj, Basiu ta twoja garsonka była chyba łatwopalna. A ty na głowie masz metrowy tapir”. Potem wszyscy zaczęli śpiewać „10 w skali Boufourta”.
– Stefan nalej mi wina i zadzwoń do sąsiadów, niech się przyłączą, dzisiaj mam ochotę tańczyć – mama chichotała jak młoda dziewczyna, a my wycofaliśmy się po cichu do przedpokoju.
– Udało się. Podarowałaś im wehikuł czasu – powiedział Karol w samochodzie – Natychmiast odmłodnieli. Nie wiem dlaczego nie chciałaś zostać dłużej.
Nic nie powiedziałam ale Karol i tak rozumiał, że największą radochę miałam kiedy montowałam tę płytę, bo od razu wiedziałam, że będzie miała czarodziejską moc, a po drugie nie mogliśmy tam zostać. Skoro cofnęłam czas do lata z przebojem „Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał” to mnie jeszcze wtedy nie było na świecie.

wizytówka-bez-ramki

Opisywanie świata to twórczy sposób na życie.

Przejażdżka tramwajem, krótka rozmowa w windzie, wizyta u lekarza, zły humor z powodu pogody,  radość  bez powodu, sprzeczka w domu,  wszystko co się dzieje, co składa się na nasze życie, może być naszą książką.  Wystarczy to opisać. Najzabawniejsze jest to, że to od nas zależy jaką książkę chcemy pisać.

Wychowywanie  dzieci  to wyjątkowy i cudowny czas. Co chwilę zdarzają się cuda, o których pamiętamy przez tydzień, może miesiąc, dzielimy się tymi opowieściami z najbliższymi, a potem zapominamy.  Chciałabym Was zachęcić do opisywania swojego życia, bo…  jest ulotne, bo…  jest ważne, bo… jest zaskakujące i najważniejsze bo … jest tylko WASZE!

Jestem mamą dwójki dzieci, ale tak jak większość z Was nie miałam czasu pisać, kiedy dzieci były małe. Bardzo żałuję, bo wiele cudów uleciało, zniknęło i ogromnie mi tego szkoda. Kiedy mały człowiek rośnie, rozwija się, mówi pierwsze słowa, powiedzonka,  przeżywa różne fascynacje, cudownie jest to zatrzymać. Gwarantuję, że ten mały człowiek  za kilka czy kilkanaście lat będzie Wam za to bardzo wdzięczny.  Zapisywanie nawet krótkich  zdań, robienie notatek co kto powiedział, co zrobił, co mnie zdziwiło… może okazać się  bardzo ważne w Waszym życiu. Pisanie jest wciągające i może przerodzić się w pasję. Każdy potrafi pisać, wystarczy tylko zacząć.

Dzięki uprzejmości  Wioli, która mnie gości na swoim blogu chciałabym przedstawić  Wam Filiżankę . To postać, którą mam nadzieję polubicie.

„Prezent dla mamy” to wpis specjalnie na blog „Mama Bloguje”

Zapraszam   www.filizankacafe.pl

mamuth

Renata Frydrych

 

102

(Na blogu Filiżanka Cafe znajdziecie dużo więcej ciekawych felietonów i wpisów, które nie raz poprawią Wam nastrój. Serdecznie polecam – to już pisalam ja 😉 Wiola)