POŁOŻNA – KOLEJNA RECENCJA KSIĄŻKI JEANNETTE KALYTY

Jeannette Kalyta – „Położna. 3550 cudów narodzin”

W moje ręce również trafiła książka najpopularniejszej polskiej położnej – Jeannette Kalyty – „Położna. 3550 cudów narodzin”. Na początku podchodziłam do niej bardzo sceptycznie. Z poglądem, po jakiego grzyba mam czytać o jakichś porodach. Jaki w tym sens? Sama wspomnień z porodu nie mam, w końcu urodziłam przez cesarskie cięcie ze względów medycznych. O tym, że tak zakończy się moja ciąża wiedziałam już od 6 miesiąca i na to również byłam psychicznie przygotowana. To właśnie dzięki tej myśli, jakoś nie bałam się bólu związanego z porodem naturalnym, nie zastanawiałam się jak to będzie i kiedy się zacznie. Nie miałam nawet swojej „określonej” położnej. Nie chodziłam do szkoły rodzenia. Moje podejście do porodu naturalnego było raczej obojętne. Wszystko zmieniło się po przeczytaniu tej książki…

Jeannette_Kalyta1_PR

Znowu recenzja Położnej…

Nie dziwię się, że, na co drugim blogu parentingowym pojawia się recenzja tej książki. Nie dziwi mnie również fakt, że są to recenzje pozytywne. Co ciekawsze mogę Was zapewnić, że opinie o tej książce nie wynikają z profitów z współpracy z wydawnictwem. Położna po prostu nie zasługuje na inną ocenę. Jako, że sama nie lubię zwielokrotniania tego samego tematu w masowej ilości. Pozwolę sobie, by ta recenzja, była inna. U mnie książka wywołała po trochu zazdrość i żal… Dlaczego?

Jeannette Kalyta to położna z długoletnim doświadczeniem, prowadzi własną szkołę rodzenia i pracuje w szpitalu. Jej doświadczenie w położnictwie sięga czasów przywiązywania nóg rodzącej do krzesła i zabierania dziecka zaraz po fakcie. To właśnie ona była obserwatorem i aktywną uczestniczką zmian zachodzących na przestrzeni lat na polskich salach rodzenia. Wspomniane dzieło jest po części pamiętnikiem jej życia zawodowego z odrobiną prywaty i tak się ją właśnie czyta.

Podczas lektury „Położnej” masz wrażenie, że znasz każdą z kobiet, o których autorka napisała. Masz wrażenie, że jesteś obecna podczas każdego z tych porodów. Śmiejesz się, gdy dowiadujesz się, że rodząca w domu kobieta krzyczy tak głośno, że sąsiedzi wezwali policję – posądzając ojca dziecka o znęcanie się nad biedną niewiastą. Płaczesz i odczuwasz smutek w momencie, gdy umiera upragnione nowonarodzone maleństwo. Irytuje Cię mąż, który zamiast zająć się rodzącą, non stop gada przez telefon. Nie możesz wyjść z podziwu i zdumienia, gdy rodząca podczas porodu ma najlepszy orgazm w swoim życiu.

Ta książka daje powody do zazdrości

Książka jest niesamowita, wzbudza każdy możliwy typ emocji u kobiety. Każdy cud narodzin powoduje wzruszenie, u wielu kobiet będzie budziła wspomnienia, u innych będzie powodem do lekkiej zazdrości i żalu. Tak jak u mnie.

Po przeczytaniu tej książki mam wrażenie, że ominęło mnie coś wielkiego, coś, czego za pewne nigdy nie doświadczę. Ze względów medycznych – mam, bowiem małe prawdopodobieństwo, że nawet kolejne dziecko będę mogła urodzić siłami natury. Nie poczuję nigdy jedności z dzieckiem, którą te kobiety odczuwały podczas rodzenia w zgodzie ze swoim ciałem. Nie odczuję bliskości dziecka zaraz po porodzie, bo cesarka nadal pozwala tylko na pocałowanie dziecka w czubek głowy i zabrania go na długie godziny – bynajmniej w naszym szpitalu. Nie poczuję tego oczekiwania, które mają ciężarne myśląc, kiedy to się zacznie (lub skończy;)) Zapewne też nie do końca będę czuć się spełniona, że dałam radę – że urodziłam sama! Myśli po cesarce są różne, to w końcu jest zwykła operacja. To cud medyczny a nie mój własny. W sumie nigdy nie myślałam o tym w ten sposób przed przeczytaniem Kalyty – może powinnam mieć do niej pretensje, że tak zmieniła mój światopogląd?

Pracę można zrównać z pasją

„Położna. 3550 cudów narodzin” – ta pozycja ma też drugie dno. Praca i zaangażowanie samej autorki. Jeanette opisując swoją pracę pokazuje nam w doskonały sposób – że można robić to, co się kocha. Udowadnia, że praca może być prawdziwą pasją, nawet, gdy nie kończy się w godzinach od 8 do 16 i do jutra. Widać po jej słowach, ze spełnia się w swoim zawodzie, że można. Nie trzeba codziennie rano wstawać z myślą znowu i chodzić do znienawidzonego miejsca. Można żyć normalnie i łączyć przyjemność z życiem zawodowym. Pokazuje ż nawet w sprzyjających warunkach każdy ma chwile zwątpienia i potrzebuje odpoczynku i regeneracji. Uwydatnia również istotę sensu zmiany w życiu – zmiany są ważne. Bez nich Jeanette nadal pracowałaby w szpitalu, w którym wbrew sobie zabierałaby matkom dzieci zaraz o porodzie i informowała kobiety, żeby spięły dupsko i urodziły w ciągu następnych pięciu minut, bo lekaż dyżurny chce iść na kawę…

Czy to książka dla facetów?

Tą pozycję z ręką na sercu mogę polecić każdej kobiecie i dziewczynie. Ciężarnym w szczególności. Myślę, bowiem, że właśnie ta książka pozwoli im na zmniejszenie obaw spowodowanych porodem, pozwoli by zrozumiały siebie i swoje ciało.  Mimo, iż „Położna” w sumie nie jest przeznaczona dla męskiego oka, uważam, że i oni powinni się nią zainteresować. Jeśli chcą pomóc swojej partnerce i w pełni uczestniczyć w porodzie swojego dziecka – przeczytanie jej, otworzy im oczy na wiele spraw, które dotychczas są dla nich tylko zagadką – tajemnicą kobiecości i dużego brzucha.

Książkę można nabyć m.in w Empiku – tutaj. Premiera dzisiaj!

WO-logo-486x400

Wpis powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem Otwarte.