Marzyłam o Kindle od dawien dawna, odkąd tylko dowiedziałam się, że istnieje. Jestem gadżeciarą – tak wiem to i w sumie bez wyrzutów sumienia przyznaję się do tej ułomności. Kocham czytać, w sumie, co niektórych może to zdziwić, ale nieważne, co czytam i gdzie. Może to być instrukcja, gazeta, magazyn, strona w internecie, jednak najbardziej w świecie uwielbiam książki. Co pewnie zdążyliście zauważyć, gdyż na blogu, co jakiś czas pojawiają się recenzje wybranych pozycji. To właśnie dwie powyższe rzeczy sprawiły, że marzył mi się czytnik i to najlepiej z tysiącami książek różnej maści.
KINDLE PAPERWHITE – dlaczego nie kupiłam go wcześniej?
Z zakupem tego urządzenia jednak dość długo się ociągałam, z jednej strony zawsze miałam inne wydatki, które miały pierwszeństwo. Z drugiej strony nie byłam pewna czy czytnik będzie umiał zastąpić mi wersje papierowe książek. W końcu papier to zupełnie inna bajka, można go dotknąć, czasami poczuć przyjemną woń farby drukarskiej, zagiąć róg czy nawet dodać na marginesie drobne uwagi. Czy elektroniczne urządzenie do czytania książek może to zastąpić? Byłam przekonana, że raczej nie. Kobiety jednak należą do najdziwniejszego gatunku, marzyłam o Kindle Paperwhite nie mając pojęcia czy po zakupie nie rzucę go w kąt, na stertę rzeczy nieużywanych i niepotrzebnych. Cały czas odraczając zakup w zupełnie nieokreśloną przyszłość.
Nie musiałam jednak długo czekać, mój mąż z każdym dniem namawiał mnie do zakupu. Nie, nie myślcie, że jest aż tak kochany i wspaniałomyślny (jest taki tylko troszkę). On po prostu też miał pewne marzenie materialne i wiedział, że jak kupimy czytnik nie będę mogła oponować. Ot, taki cwaniak. W końcu jednak uległam – dla mnie kupiliśmy czytnik, a mąż wybrał sobie ukochany kufer na motocykl – tak by równości w podziale majątku stało się zadość.
Nie zastanawiałam się długo, jaki czytnik wybrać, mimo wielu polskich odpowiedników – musiałam mieć właśnie Kindle. Naczytałam się wcześniej wielu informacji, przejrzałam masę porównań i wybór padł na Kindle Paperwhite 2. Miał wszystko, na czym mi zależało. Własne oświetlenie, dość dużą pojemność na te moje tysiące książek, estetyczny czarny wygląd no i wszystko inne. Zresztą najważniejsze i tak było, że to właśnie KINDLE!
KINDLE PAPERWHITE – Warto było?
Co prawda od momentu zakupu przeczytałam póki co tylko trzy ebooki. Głównie dlatego, że w kolejce stoją zakupione wcześniej książki papierowe, które grzecznie domagają się uwagi. Jednak już wiem, że to był zakup idealny. Szczególnie sprawdził się w czasie wyjazdu na długi weekend nad morze. Nigdy nie wiem ile książek wziąć ze sobą na urlop. Czasem nie mam czasu przeczytać nawet jednej strony, a innym razem trzy książki to za mało. Tak właśnie było tym razem. Wymęczyliśmy Nadię codziennymi spacerami, aż tak, że codziennie padała o 21 i spała całą noc. Wieczory mieliśmy tylko dla siebie, znalazł się również czas na czytanie. Na plaży Mała też zajmowała się sama sobą, bez przeszkód zaczepiając inne dzieci w podobnym wieku i oddając się uciechom beztroskiej zabawy. Każdą minutę „wolnego” wykorzystywałam tak, jak umiem najlepiej – czytałam i czytałam. Korzystanie z Kindle to prawdziwa przyjemność, jest intuicyjny, łatwy w obsłudze, lekki, mimo że mieści w sobie dość duże zbiory.
Zalet czytnika jest jednak dużo więcej, ale one zasługują na zupełnie odrębny post. Dzisiaj zdaję tylko krótką relację – jedno jest pewne, jeśli się wahasz przed zakupem – nie warto czekać!
A Ty posiadasz czytnik? Jaki? Jesteś zadowolona lub zadowolony? Bardzo chętnie się dowiem!
Post NIE jest sponsorowany.