DZIECI NA WESELU? O NIE!

Wczoraj byliśmy gośćmi na weselu. Przyjęcie duże w pięknym lubelskim hotelu. Dla Nas był to chyba moment przełomowy. Pierwszy raz od dwóch i pół roku zniknęliśmy córce z oczu na ponad dobę! Tak, nie zabraliśmy dziecka na wesele.

Z tego, co się jednak okazało wydaje mi się stwierdzać, że byliśmy raczej w większości. Chociaż wokół na całonocnej imprezie dreptały dzieciaczki w wieku od 1 roku do 14 lat. Z przykrością w sumie stwierdzam, że dwójka mniejszych nieumiejących jeszcze chodzić dumnie jeździła wózkami.

Dlaczego z przykrością? Głównie dlatego, że szkoda mi i tych rodziców, i tych dzieci. Hałas panujący na wielkiej sali, gdzie przez wielkie membrany z głośników słychać dudniące basy, nie wydaje mi się odpowiednim miejscem na wieczorne kołysanie do snu. Zresztą wśród nieco „podpitych wujków” chybotliwie stąpających z jednej nogi na drugą, po kilkunastu głębszych, nawet moje nogi ucierpiały. A co można powiedzieć o czasem chodzącym na czworakach małym chłopcu, który całkiem nieźle czuł się na parkiecie wśród roztańczonych par?

Ktoś może powie, że ot wyrodna matka. Sama idzie na imprezę, dziecko w domu zostawia. Egoistka z wyboru, dla wygody porzuca dziecko! Zachciało się takiej wesela!

DZIECI NA WESELU? O NIE!

Jednak ja idę o krok dalej, co za wyrodni rodzice zabierają roczne i dwuletnie dzieci na wesele? Z całym szacunkiem, ja rozumiem, co oznacza dla dziecka zabawa i dodatkowa atrakcja. Jednak pałętające się maluchy przy stołach zastawionych szkłem, gorącymi posiłkami i napojami oraz najzwyczajniej w świecie wódką – dla mnie oznacza jedno – niebezpieczeństwo.  No ok. Może nie powinnam oceniać negatywnie, aż tak bardzo. Jestem w stanie zrozumieć rodziców i maluchy, którzy są na takim przyjęciu do powiedzmy tej godziny 22. TO jakoś tam można wytłumaczyć, bo rodzina bliska, bo trzeba było iść, a nie było z kim dziecka zostawić. Zresztą 22, aż tak mnie nie przeraża jak północ czy nawet 2 w nocy!

Jednak przecież maluchy najlepiej bawią się na tradycyjnych oczepinach, nieprawdaż? Oczom uwierzyć nie mogłam. Taki szkrabik jeden, może ze dwa lata starszy od Nadusi – max 4-5 lat, przyśpiewywał w najlepsze tradycyjne śpiewki na teściową. No rozkosz… Mnóstwo podchmielonych ludzi (czytaj około 140 gości weselnych), mało cenzuralne a wręcz lekko rubaszne piosenki, a obok ten bawiący się w najlepsze słodki no powiedzmy czterolatek…

Zgadzam się, że w sumie wesele to impreza rodzinna. Znam osoby, które poproszone na wesele bez dzieci bezceremonialnie odmówiły przyjścia na uroczystość. Oczywiście są sytuacje, kiedy nie ma się bliskiej rodziny, babć, cioć, które z dzieckiem mogą posiedzieć, by rodzice mogli wyjść na „bal”. Jednak uważam, że nawet cena niani czy opiekunki to przy całych kosztach uczestnictwa w weselu to pikuś.

Czy sala weselna, całonocna impreza w wielkim hałasie to naprawdę najlepsze miejsce dla kilkulatków? Do wszystkiego trzeba chyba podchodzić racjonalnie. W końcu tak zmęczony maluch to udręka i to nie tylko dla samych rodziców, ale również dla pozostałych gości. Przecież nie można się dziwić, ze po takich wrażeniach nawet pięciolatek o 1 w nocy zacznie być marudny i płaczący. To tylko dziecko. Warto czasami zastanowić się co jest lepsze dla Twojego dziecka. Czy atrakcje związane ze ślubem i spotkaniem z rodziną są aby na pewno warte tego umęczenia i hałasu, przez które będzie musiało przejść.

Co innego poprawiny, kiedy przyjęcie nastawione jest na obecność dzieci. Często muzyka gra wtedy trochę ciszej. Są specjalne zabawy i atrakcje dla mniejszych oraz większych dzieci. To zupełnie co innego. Kilka godzin dobrej zabawy, która kończy się, co prawda nie po przysłowiowej dobranocce, ale w granicach „normy”.

wedding-cake-407170_1280

Zresztą, mimo całego mojego strachu pozostawienia córci pod opieką babci, wiem, że postąpiłam w 100% słusznie. Dziecko było pod wspaniałą opieką, w domu, zadowolone – choć zapewne nie raz zapytało gdzie mama i tata. A my w końcu mieliśmy chwile by nacieszyć się sobą w innym miejscu i czasie niż po zaśnięciu Nadii.

Wykorzystaliśmy ten czas jak najlepiej umieliśmy. Znaleźliśmy moment, by pomiędzy tańcami i wyżerką uciec na spacer w miłe otoczenie hotelu, by poprzytulać się jak dwójka zakochanych. By gdzieś między drzewami skraść sobie spragniony pocałunek bez zazdrości malutkiej i słów – a ja!

*zdjęcia pochodzą ze strony www.pixabay.com