Nie cierpię grubych puchatych kurtek w których wygląda się jak nastroszona kula do kręgli.
Czapek nienawidzę, bo choćby nie wiem jakby były bardzo „ekskluziff” i tak zawsze potargają starannie ułożony bałagan na głowie.
Szalików kominów i innych apaszek nie znoszę tak jak i golfów zresztą, bo sprawiają wrażenie ze tlenu mi mało i oczami wyobraźni od razu widzę jak zaciska mi się pętla na szyi.
Nie lubię także tego zimna, które paraliżuje palce nawet w najcieplejszych rękawiczkach, gdy rano wsiadam do samochodu. Jeszcze bardziej nie lubię tego, że wcześniej muszę ten samochód odszronić i odśnieżyć.
Nie przepadam za zatłoczonymi sklepami i pseudoświątecznymi promocjami, których cena jest wyższa niż standardowa w innych porach roku.
Zapomniałabym, że za obżarstwem bożonarodzeniowym nie tęsknię a kolęd śpiewać nie mogę bo fałszuje za trzech.
Dodatkowo nienawidzę śliskich chodników, bo zawsze odczuwam to na moim dupsku. Nie cierpię się starzeć, a przecież w noc z 31.12 na 1.01 jesteśmy rok do przodu.
A i jeszcze roztopów nie lubię, gdy jest szaro buro, wszędzie brudno i w ogóle fuj!
Nie cierpię, nie cierpię, nie cierpię.
Sama nie wiem jak to jest możliwe, że mimo tylu wad tak bardzo uwielbiam zimę.